Zakupy

piątek, 9 września 2011

| | |
Niby nic nadzwyczajnego. Każdy je robi przynajmniej co 2 dzień. Ale ja mam zawsze listę długą.....I to niekoniecznie moją. Większe zakupy robi KM w drodze z pracy. Ja co najwyżej jakieś mięso, wędliny czy nabiał. No chyba że KM zakupów nie zrobił....wtedy wiadomo:)))
No ale ja dziś byłam na ZAKUPACH. Babcinych zakupach.
oto lista:
  • 10 udźców z kurczaka ("wiesz takich , co mi je kiedyś kupowałaś, tych dobrych, w tamtym sklepie drobiarskim, nie kitek, tylko tych drugich"),
  • 1 kg kiełbasy parówkowej ("tej, którą mi ostatnio kupowałaś". "Ja?". "No tak, dobre były"."Parówki znaczy się?". "No tak, parówki"),
  • 1/2 kg sera białego,
  • śmietana 18-stka,
  • por ("taki ładny, długi"),
  • seler,
  • 1 kg pomidorów malinowych,
  • 3 czekolady mleczne Wedel,
  • chleb,
  • radyjko ("takie małe, do łózka, żebym miała, na bateryjki". "Babcia, ale po co Ci bateryjki, skoro przy łóżku masz kontakt?". "Ale ja chce na bateryjki, bo mi będzie wygodniej, położę sobie na poduszce". "Babcia, ale kasy wydasz sporo, bo bateryjki szybko się wyczerpują". "Ale kuzynka (widziały się w wakacje, ja nawet jej nie znam) ma i bardzo jest zadowolona". "Dobra, to kupią Ci takie co i bateryjki i kabelek mają". "O, no właśnie, takie będzie najlepsze". "Babcia, ale Ty chcesz takie zwykłe radio czy z czymś jeszcze? No żebyś mogła płyt słuchać?". "Nie, nie , ja chce zwykłe takie do łóż". "Dobra".
  • piekarnik (w tym sklepie na rynku, z gospodarstwem domowym jest. I powiedz tej pani, ze mi sie przypieka ten, który mam. I niech Ci sprzeda taki, żeby nie przypiekał" (tu już nic nie komentowałam

Poszłam na zakupy. Po drodze musiałam zaliczyć zaświadczenie od lekarza medycyny pracy.

Zanabyłam radyjko z bakteryjkami. Wylądowałam w Pepco, gdzie uzupełniłam swoje gospodarskie zaległości akcesoryjne. Z 2 siatami poszłam na rynek.
Wylądowałam w drobiarskim....Zobaczyłam nie - kitki, parówki, chleb. Poprosiłam razy 2 (przecież nie będę latała drugi raz, skoro sobie też jakoweś mięsidło należało kupić). Pojszłam do 4 kolejnych małych sklepików. w pierwszym babcine pomidory i przecier (sobie pomidorki tyż wzięłam), w drugim por i seler (i sobie jaja świeże, które wylądowały w torebce z braku możliwości utrzymania ich w ręku), w trzecim ser, śmietana i czekolady. W czwartym, gospodarskim, zaopatrzyłam sie w sitko większe, bo ostatnio wsie połamałam, a metalowe trudno mi było znaleźć (no chyba , ze firmówki, ale jak wiadomo z byka nie spadłam). W tym sklepie zobaczyłam piekarnik, który chciała babcia..........cóż....stwierdziłam, ze chyba to lekka przesada, bym w zębach go targała.....
Szłam ja, jako ta całkiem szczupła staruszka/małpa/człekokształtna istota........z ręcami z siatami przy chodniku....Na całe szczęście wsio jakoś poupychałam w 3 wielkie torby.......Coby było mi łatwiej.....

I....no właśnie.....i.....
Jako, że dziś u pani dr byłam, ona sprawdzała mi ciśnienie, równowagę, stan oczu.....Mój wytrzeszcz, a raczej choróbsko harce se urządza. Co kilka lat zmienia obiekt westchnień. I raz bardziej na prawym, raz bardziej na lewym oku se siedzi. Aktualnie bardziej na lewym. Pani dr prosiła bym zakryła lewe oko i odczytała od prawej rządek 3 od dołu (zgadnijcie , od której strony Monisia odczytała, no?:)). Potem prawe oko i od lewej....... Uśmiałyśmy sie z panią dr, pogadałyśmy o tym i owym.

Czemu o tym mówię?
bo...
Bo tak se idę z tymi siatami u podłoża świata....I nagle....ciemno....ciemno , ale tak dziwnie , bo tylko po lewej stronie....jako, ze lewe oko gorsze, nie zidentyfikowałam czemu. Nagle sie coś poruszyło mi na okularach.....Skrzydło....Jesssu struchlałam, bo ja obrzydlistwa małego, latającego nie znoszę.....Nagle zaczęło sie poruszać wyżej na oprawkę.....Na spokojnie zejszłam z chodnika (na szczęście to coś przyplątało mi sie już za przejściem dla pieszych). Na spokojnie odstawiłam siaty na trawnik i zdjęłam okulary równie spokojnie.....Zobaczyłam osę/pszczołę (nie rozróżniam stworzeń). Zimny pot mnie oblał....a jakby toto szybciej sie poruszało i wlazło na oko i nie daj Boże użądliło......???? No ale stoickim spokojem pomachałam okularami...Odleciało se w dupu!!!!!!!

uffff


Poszłam do babci.... Szczęśliwa i zadowolona z zakupów (zadała tylko pytanie czy tych swoich kaset może też na tym słuchać. Na całe szczęście nie musiałam wymieniać radia na radiomagnetofon czy inny odtwarzacz).

Posiedziałyśmy, pośmiałyśmy sie, pogadałyśmy, kawkę wypiłam, usłyszałam, że włosy moje to chyba już czas ściąć na krótko ( :) )

A piekarnik ?.... doszłyśmy do porozumienia, ze wypróbujemy we wtorek jej piekarnik nowy w kuchni (drożdżaka upieczemy:)))

0 komentarze:

Prześlij komentarz