Krową nie jestem

wtorek, 31 stycznia 2012

| | | 4 komentarze
to już wiem. I to nie dlatego, że czterech nóg/łap/kończyn na ziemi kroczących nie mam. Ani dlatego, że wymiona podobne....cóż....nie tylko liczba sztuk się nie zgadza, ale i wielkość (ani zwisy, ani pełne, raczej takie na zwiniętą skarpetkę).
Otóż....
Otóż poglądy zmieniam!
Weryfikuję, znaczy się.
I dokonuję pogłębionej autoanalizy mojego chcenia rzeczy różnych.
Zazwyczaj dzieje się toto, gdy KM zawarczy tak ostro, że mi się zwoje ruszają i myśli idą ku świetlanej przyszłości w końcu. Ale nie zawsze....Czasem sama dochodzę do Ameryki :)

Remont trwa, trwa, i ciągle trwa.....Na całe szczęście z przyczyn różnych (finansowo-losowochorobowo,losowoczasowo-czasowych) trwa. Bo wersja dużego pokoju, jaką sobie obrałam jest …. wariantem namber 4 albo 5. KM słucha.....nie zawsze mi się odezwie.....znaczy się do mnie w dialogu, który napoczynam...Dialog zwykle zamienia się w monolog.....No więc, jak już usłyszał wersje poprzednią......poszliśmy do sklepu zanabyć tapetę. Zanabyłam (i to w trybie expresowym, coby mi się nie odwidziało). Od zakupu minęło kilka miechów......Rozmowa (dialog). Rezultat: idziemy kupić farbę. Hyyyymmmm. Stałam przed półką....już w ręku miałam farbę w odcieniu pomarańczowo-terakotowo-jarzebinowo-karotkowym (nie umiem inaczej jej określić, jak coś pomiedzy tymi 4 kolorami).....
No....miałam w ręku.....Ale oczy zrobiły swoje (zdecydowanie daleko są osadzone od rąk)....obok była taka o kolorze kamienia......Zażądałam natychmiastowego wyjścia ze sklepu, bo zaraz się w wścieknę!!!!!
No i …..w ten weekend minie jakie 3-4 tygi od tamtego dnia.....jeszcze mi nie przeszło z nowym pomysłem......Ale na wszelki wielki KM sam pójdzie do sklepu :)



A warczenie KMa dzisiejsze? Rezultat jest taki, że mam przestać i sobie w końcu porządną kurtkę na zimę kupić!!!!!!!
ps. (do moich kozaków absolutnie nie-zimowych wczoraj włożył polarowe wkładki.....hmmm …. ciepło teraz)

brak myślenia i

sobota, 21 stycznia 2012

| | | 3 komentarze
i skupiania się nadmiernego na troskach innych bardzo usilnie ćwiczę, Od jakiegoś czasu. Jakby nic i nikt poza mną i KMem i codziennymi tematami nie istniało. Praca dom, praca dom. I tak każdego dnia. Myślenie o tym, co zawrzeć w opinii badanych dzieciaków, jakiej wskazówki udzielić dziecku lub rodzicowi, którego dziecko mam w terapii to chyba jedyne głębsze myśli, jakie miewam na co dzień. To chyba skrajność do tego, co robiłam kilka lat temu. Jak guma niemalże się odbiłam. Tak mam teraz. Izoluję się, omijam szerokim łukiem ambitniejsze filmy, "głębsze" (typu zmaganie sie z chorobami, z podejmowaniem decyzji o istnieniu, sens istnienia itp). Do kina chodzę na rozrywkę (ale amerykańskiego "Kaca" też unikałam) albo efekty specjalne. W TV zdarza mi sie widzieć "inne kino". Czas wolny (po pracy i obiedzie), czyli po 19 rzadko kiedy spędzamy w towarzystwie innym niz swój. Oglądam seriale kryminalne/medyczne, czytam kryminały, troszkę robótkuję. Czasami siedzimy przed Tv wspólnie na coś patrząc. Czasem wypad gdzieś do lokalu na kolację, albo wspólne pichcenie.
Dopadł mnie chyba jakiś kryzys. Wiem, że zaniedbuję co poniektórych, że mam coraz mniej cierpliwości, że babcia ma prawo do tego, by nie zapisać sobie na kartce w, co potrzebuje i dzwonić , żeby jej cośtam dokupić.....
Ijch.....Przyszło mi do głowy, ze rzeczywiście żyjemy z dnia na dzień. Że nerwówki z pracy przenosimy dodom. Że jakoś tak, kurcze....,mam wrażenie, ze jakoś tak ....płytko żyję....Nie umiem tego inaczej określić....Nie chcę niewiadomo jakich wyżyn osiągać intelektualnych, ale ...Złapałam sie na tym, że nie zastanawiam sie nad życiem, co kiedyś robiłam nieustannie. Rozmyślałam, rozważałam.....Nie, żeby mi to jakieś rezultaty na miarę światową przynosiło, ale ....no właśnie.....taka mysl, ze już tego nie robię.....

Skończyłam czytać ksiażkę Motyl Lisy Genovy.....
I nie żałuję, ze mogłam ją przeczytać

rozczarowanie (calkiem) miłe

poniedziałek, 16 stycznia 2012

| | | 3 komentarze
Kolęda.
Była dzisiaj, ksiądz wyszedł jakieś 30 minut temu.
Jako, że dotychczasowe moje doświadczenia z księżmi były......różne.....i w ubiegłym roku nie przyjęliśmy Kolędy z powodu m.in przeprowadzki w tym roku się nastawiałam psychicznie na wizytę. Dokument potwierdzający mój katolicyzm będzie mi potrzebny w sierpniu, więc odwołałam z prywatnej poradni terapię celem bycia w domu i nie przegapienia wizyty z powodu bytności w pracy.
Ale mi serce waliło......I tylko powtarzałam w myśli: "Tylko spokojnie, nie zapyta, nie będzie oceniał, wykładu nie da, nie będzie ciekawski". To z powodu bezdzietności.....i (nie) bywania w kościele.
Cóż....zapytał...o dzieci. Gdy usłyszał, że ich nie ma - dał ulotkę z modlitwą i powiedział coś o intencji pielgrzymki na Jasną Górę...intencji obdarowania dzieckiem. Podziękowałam. Grzeczna byłam.
Potem wspomniał coś o tym, że może nie wypada....że przy pierwszej wizycie....ale jest pewna siostra Woźniak (chyba) w Warszawie, która jest ginekologiem i ma bardzo duże sukcesy w leczeniu niepłodności. Podziękowałam po raz drugi.
Najważniejsze, ze na tym koniec.
Cóż.....
Zaczął nas spisywać. Sama byłam, bo KM w drodze z pracy był (wszedł, gdy ksiądz zdążył wyjść). Imiona kojarzę (podałam mu najpierw swoje , potem KMa, ale zapisał w odwrotnej kolejności, co byłoby wielkim minusem i błahym powodem mojej napaści słownej na niego, gdyby był zbyt wścibski). Potem doszło do dat urodzin....No....swoją znam......Ale KMa chyba postarzyłam o 1 dzień. Najważniejsze, ze tym razem datę ślubu zapamiętałam i nie musiałam do niego po nia dzwonić

Wspomniał też o tym, że zadzwoni (podałam nr stacjonarny), gdyby w parafii było jakieś dziecię potrzebuąace logopedy.
No to teraz spuszczam powietrze i lecę do haftu.
Miłego dnia, czytajacym:)

Miało być o tym, że wiosna idzie

czwartek, 12 stycznia 2012

| | | 4 komentarze
bo nawet bazie obfociłam w niedzielę na spacerze......Ale że pobiera mnie coś niedobrego od środka, że ciśnienie lata,a z nim moje reakcje, mży, wiec jestem marudna, nadchodzi znielubiany czas, więc marudzę na potęgę. Najczęściej do siebie. Ale nie tylko... Czasem się uwywnętrzniam.....Ale jak potem przypominam sobie, to strasznie źle o sobie myślę, myślę, że inni źle o mnie sobie pomyślą i się nakręcam....I potem przeżywam, że mi źle, bo ktoś zrobił mi kuku i to, że jestem gupia, bo za dużo gadam.
o!
A kuku zrobiła koleżanka. Poczułam jakbym w pysk dostała, ejch....Staram się już o tym nie myśleć.....Mam nadzieję, zę mi emocje opadną, bo za dwa tygodnie rozpoczynamy współpracę, po jej powrocie z macierzyńskiego.
buuuuu, tak mi dziś

prośba

poniedziałek, 2 stycznia 2012

| | | 8 komentarze
Mam do Was prośbę......wspomóżcie internetowego/blogowego fajtłapę.....i powiedzcie skąd bierzecie szablony do bloga....mój mi już nie pasi ... Kilka godzin szukałam czegoś darmowego, Nawet coś tam znalazłam....ale mi ciągle wyskakiwały błędy, że nie może go użyć.....No się zapłaczę... Nie wiem, co robię źle.......