wygrana

środa, 29 lutego 2012

| | | 8 komentarze
Kilka m-cy temu zamarzyłam o naumieniu sie kolejnej rzeczy. Zanabyłam nawet komplecik do wyrobu -zwany gotowcem. Oczywiście, jak to zwykle u mnie bywa-gdy coś nowego ma się robótkowo zadziać-nastają nowe wyzwania zawodowe
(cytat z dzisiaj: KM (patrząc na obrazki xxxowe zawieszone w kuchni): i Ty je wszystkie zrobiłaś w 2006r?????
ja:no tak....wtedy miałam tylko jedną prace....i miałam czasu dużo na robótki.
KM:....no....dla mnie tez miałaś więcej czasu). Koniec cytatu....jak widać, na tym, że pracuję cierpią i robótki i KM....Czy
Linkpowinnam coś z tym zrobić???????)

Tak więc, sutaszowy gotowiec poszedł gdzieś głęboko w szafę, coby nie denerwował.
Wzięłam udział w candy sutaszowych. Trzykrotnie chiba.
No i mi się w końcu udało!!!!!
Wygrałam candy fb u Moniki

Oto sesyja:
Jedno z pierwszych...
Zbliżenie


Jeszcze bliżej



Mam też drugi profil:


Tu już prosiłam ....błagałam...ze dość.....że już idę. Się nie dawało....Słyszałam, cobym w końcu zaczęła pozować!!!!Tu wygnij pierwś, tu dupcię....
Tu już błagałam....DOŚĆ!!!!!!!!!!!!!!PLIZZZZZZZZZZZZZ
Tu już zapozowałam.....tylko kolczyków nie widać, hihih





Walenty

środa, 15 lutego 2012

| | | 3 komentarze
Był. Wyczekiwany. Z zapowiedzianą wizytą władz. Przyszedł viceprezydent do spraw polityki społecznej czy socjalnej, pani z UM, pan z UM (z Wydz. Edukacji) i szef zarządu jednostek budżetowych.

Okazało sie, że najlepiej poinformowanymi osobami są osoby, których sprawa najmniej dotyczy, czyli woźne. Plotka od nich przekazana okazała sie prawdą. Propozycja (jak podkreślił prezydent, propozycja, nie decyzja) jest taka, by nas przenieść. Będzie uchwała Rady Miasta o tym, żeby zacząć o tym myśleć na poważnie. Potem kolejna uchwała, żeby wejść w fazę realizacji (zlecenie projektu itp).Potem do maja końcówki czekamy na decyzje co i jak.

w skrócie:
Nasz budynek nadaje się do rozbiórki
Nie nadaje sie do remontu
Miasto wycofało się z inwestycji budowania nowego obiektu(bo za drogo, drożej niż zakładali, bo za długo, na pewno wyszłoby dużej niż założyli)
Gimnazjum, do którego chcą nas przenieść nie wykorzystuje w pełni warunków lokalowych
Będą się starali sprostać naszym oczekiwaniom
Jesteśmy z nimi w pełnym kontakcie, są otwarci na sugestie i pytania. Jeśli będziemy chcieli pogadać, oni wrócą i pogadają
Czy mamy jakieś pytania

...

Nikt nam nic nie powiedział przed spotkaniem (o czym będzie, jakie są "oferty")

Nie przygotowaliśmy się do rozmowy (choć owszem padły gorące pytania, wątpliwości)

ejch...


żeby nie było, że żale tylko, to troszkę robótkowo
Powstało dla jednej koleżanki

Taki widoczek zastałam na Starówce

Takie coś znalazłam na jednym ze zdjęć , do których pozowały maluchy na zajęciach (w ręku miały wielkie serce i miały dawać całusy :)

nakręcenie

czwartek, 9 lutego 2012

| | | 8 komentarze
Dałam się wkręcić w nerwowe spekulacje i plotki.
Powtarzam sobie, że po raz kolejny się nie dam....i następuje ten kolejny raz.....i znów.....

Rzecz zaczęła się (ostatnio)wczoraj. Bo tak naprawdę rozpoczęła się po wygranych wyborach partii panującej i zmianie na stołku ministerialnym w mojej branży.

Pomysły przeróbek wszelakich w funkcjonowaniu placówek edukacyjnych odbijały się w nich czkawką. Niektóre pomysły, poparte rozporządzeniami, zostały zmienione. Niektóre nie. O niektórych się mówi, że się „góra” wycofuje z nich....ale nie idą za tym żadne rozporządzenia. Plany dotyczące funkcjonowania Poradni, współpracy szkół z Poradniami, obowiązki specjalistów w szkołach, które oni przejmują od specjalistów z Poradni....przyprawiają o ból głowy obie strony.

Ponadto.....ostatnio ukazał się artykuł w lokalnej prasie o wyższości/efektywności nauki w klasach wielolicznych od tych mniejszych.... (????????????? !!!!!!!!!!!!!!!). no coment....
Ponadto......kolejny artykuł był o zbyt dużej liczbie nauczycieli w moim mieście (?????!!!!!) no coment....

Wcześniejsze pomysły/plotki lokalne i globalne:
1. włączenie jednej poradni w twór trójdzielny (poradnia+ODN+biblioteka) (Wówczas druga poradnia mogłaby ewentualnie istnieć, jeśli Miasto da kasę - - heheheheh :( )
2. likwidacja jednej z dwóch Poradni
3. połączenie obu Poradni (co mogłoby spowodować redukcje etatów)

Pod koniec ubiegłego roku szkolnego okazało się, że Miasto buduje nowy lokal – kompleks budynków, w którym będą 2 szkoły specjalne, 1 poradnia, ośrodek adopcyjny i MOPS chyba. Plany dotyczące naszej placówki....piękne!

Potem była cisza....(aż do momentu ukazania się tych artykułów).

No i był dzień wczorajszy......

Nagle do mojego pokoju weszła sekretarka z ogromnym zeszytem korespondencji (taki zeszyt przepływu info między Dyrekcją a nami).
„Przeczytaj”- usłyszałam. -„I podpisz”. Przeczytałam.....aż mi się słabo zrobiło...
„O co chodzi, kurde?”-zapytałam sekretarkę.
„Nie wiem....kilkanaście minut temu był telefon”-odpowiedziała i podsunęła mi długopis.
Podpisałam.
Informacja brzmiała mniej więcej tak: „We wtorek, 14 lutego o godz. 13.00 odbędzie się spotkanie wszystkich pracowników Poradni z viceprezydentem....do spraw polityki społecznej. Obecność wszystkich pracowników obowiązkowa”......

No i się zaczęło.....
Nie wychodziłam z pokoju, bo miałam grupówki.

Za to do mojego pokoju wchodziło wiele osób.....

Między mniej więcej 13.30 a 17.30 powstały takie teorie. Viceprezydent przyjeżdża:
1. żeby przekazać pozytywne lub negatywne opinie dotyczące odznaczeń,
2. żeby przekazać informację, że przenosimy się do nowego budynku w okresie późniejszym od zakładanego,
3. żeby przekazać informację, że następuje redukcja etatów pracowników merytorycznych,
4. żeby przekazać informację, że następuje łączenie obu poradni,
5. żeby przekazać informację, że nasza poradnia będzie zamykana.

Tuż przed 18.00 z innej placówki przyszły przecieki, że nowy budynek nie powstaje, a ten, w którym jesteśmy.....nie nadaje się do użytku......(czy już wiecie, jakie były kolejne teorie?). No coment....

Próby porozmawiania koleżanek z dyrekcjami spełzły na niczym. Ale jeden rzucony komentarz, ton i mina jednej z nich nie wróżyły nic dobrego....


Wyszłam z pracy chora.....

Kiedy już się uspokoiłam w domu.....kiedy KM zapodał grzane piwo......kiedy było mi już lepiej......zadzwonił telefon.....”Czy słyszałaś, że dziś dyrektorka w sekretariacie stanęła i powiedziała, ze nas likwidują”?????????


grrrrrrrrrrrr


Po telefonie do sekretarki......usłyszeniu, ze nic takiego miejsca nie miało......poszłam spać.......


Dziś, na początku pracy, koleżanka otrzymała telefon od swojej koleżanki, że ….. nasza poradnia przenosi się do nich do szkoły …... i że ponoć nasza dyrektorka już w ferie (tydzień temu się u nas skończyły) była u nich, mierzyła, rozmawiała, komentowała.......
Informacja tamta koleżanka miała......od woźnej.....

Ręce mi opadły....


Ta placówka.....cóż......młodzież tam ucząca się......


u nich władze mają spotkanie na 14.30....

Podobno pozostałe placówki, które miały być w kompleksie jeszcze walczą (o nowy budynek....o to, by ich nie łączyć w 1 placówkę)......

Walentynki się szykują urocze....

w nocy nie spałam

niedziela, 5 lutego 2012

| | | 3 komentarze
Na decyzje podejmowane każdego dnia wpływ mają różne sytuacje. Chwilowy impuls, doświadczenie jakiegoś człowieka, którego historię sie wysłuchało, konieczność życiowa, zainteresowania....albo co inszego.
Zdając na studia wiedziałam, co chcę robić. Wybrałam konkretną uczelnię, konkretny kierunek. Dla zwiększenia szans studiowania złożyłam też papiery w inne miejsca....Na jeden egzamin nie pojechałam w ogóle, bo jak zobaczyłam miasto-powiedziałam „za żadne skarby”(choć moja mama twierdzi, że odmówiłam pojechania w dwa miejsca). Zdawałam na 3 uczelnie. Dostałam się na jedną – tę, którą wybrałam. 2 pozostałe oferowały mi semestr studiów wieczorowych, by potem przenieść się na dzienne (byłam pierwsza pod kreską przyjętych na studia dzienne), odmówiłam. Rozmawiałam z dziekanem/rektorem (nigdy nie widziałam który od czego był), który mnie namawiał, bym została na wieczorowej psychologii. Nie mógł zrozumieć, dlaczego chcę zrezygnować....
Powiem tak: na całe szczęście nie musiałam wybierać...gdyby okazało się, ze dostałam się na więcej niż jedną uczelnię....
Tak więc byłam sobie na ogólnym kierunku przez pierwszy rok. W międzyczasie tzw. były fakultety na różne kierunki, na które zdawało się po tych semestrach.....Moja bliska koleżanka zdawała na inny niż ten, który ja pierwotnie zamierzałam studiować. Stwierdziłam : „a co mi tam, spróbuję”. Cóż....spróbowałam....zdałam najlepiej na roku. Ponownie pomyślałam: „A co mi tam, spróbuję....może to jakiś znak od losu”. Dziś wiem, że dużo się nauczyłam.....i wiem też to, że za żadne pieniądze nie chcę w tym kierunku pracować!
Zaczęłam pracę w specjalistycznym ośrodku.....dzieci chore, niepełnosprawne, upośledzone......to dla mnie była szkoła....
Zdobyłam kolejny zawód......

W końcu trafiłam na zieloną trawkę, a raczej do Raju. Aktualnie pracuję tam, gdzie zawsze chciałam, robiąc dokładnie to, co sobie wymarzyłam.
By utrzymać się w pracy zrobiłam kolejne studia, zdobyłam kolejny zawód, uprawnienia.
Kocham to, co robię.
Aktualnie od września czekam na rozpoczęcie kolejnej możliwości/konieczności zdobycia wiedzy/uprawnień (ale coś się opóźnia). W tym roku dostałam ogromną szansę rozwoju. Doceniono mnie (zmiana dyrektorowania, zmiany zakresu uprawnień wielu pracowników). Chcę poszerzyć wiedzę i czekam na rozpoczęcie kursu doskonalącego.

Czemu w nocy nie spałam?
Bo przeczytałam jakiś czas temu na blogu Kankanki Jej post..... Emocje zawrzały. Nie na Nią. Ale na poruszany temat.
Poważnie traktuję swoją wiedzę i umiejętności. Nie mam megawiedzy, ale bardzo się staram zdobyć jej jak najwięcej....czy to kursem, czy zapytaniem do koleżanki po fachu.
Jestem „mocna”, „pewna”, wiem, co robię .. nie lubię wtrącania się w moją pracę. Ale z pokorą podchodzić się staram, bardzo się staram, obserwuję innych, pytam, zastanawiam się. Mam mieszane odczucia co do różnych osób.....Niektóre mi osobowościowo nie pasują. Nie podoba mi się współczesna młodzież.....butna, roszczeniowa, wszystkowiedząca.....Ale łapię się na tym, że u siebie też czasem widzę takie oznaki.....Bardzo nad sobą pracuję.

Tak więc......wracając do nocy......Myślałam sobie o tym, o czym była dyskusja u Ani......Odpisywałam szczerze, jak myślałam....W ciągu dnia czasem sobie przypominałam niektóre wypowiedzi.....Zdrowo podchodzę do tego, że ludzie są rożni. Jedni mają ogromne umiejętności, inni nie. Jedni są empatyczni, inni nie. Jedni są dobrymi specjalistami, inni nie. Nie zawsze chcę współpracować z różnymi koleżankami. O niektórych mam bardzo złe zdanie, jako o osobach, o człowieku, ale i jako o specjalistach, bo uważam, że jedno drugiego nie wyklucza: można być kiepskim rozmówcą, z małymi umiejętnościami interpersonalnymi, ale dobrze pokierować matkę/ojca/dziecko. A można też być miłym/uczynnym, ale mieć małą wiedzę, co może zmylić niejednego rodzica.

Usłyszałam we wrześniu od osoby, której unikam, a byłam zmuszona z nią współpracować, że ona więcej tego nie chce. Śmiała się przy tym. To było powiedziane w żartach. Spytałam dlaczego. „Bo podnosisz poprzeczkę” usłyszałam. Wtedy, w tamtej chwili poczułam się mile połechcona....skomplementowana......Ale...przecież, ja tak pracuje na co dzień. Żadna opinia nie jest kalką innej. W każdej znajdują się informacje dotyczące tego konkretnego dziecka, moje uwagi, obserwacje, propozycje. Nie chcę, by ktoś czytając moje opinie pomyślał: „to się tyczy większości dzieci w mojej klasie”. Prowadzę terapię, zazwyczaj rodzic siedzi obok dziecka. Wymagam od dziecka i od rodzica pracy. Jak dziecko nie pracy domowej, odpowiadają za to oboje. Praca domowa jest dostosowana do możliwości każdego dziecka (zdaje sobie sprawę z tego, że są samotne, pracujące matki i nie daję tyle materiału, żeby nie były w stanie tego udźwignąć).
W każdym razie....potem sobie pomyślałam: „cholera, to co ona (w sensie ta koleżanka) robi każdego dnia, skoro opinii wydaje mnóstwo, udziela wielu konsultacji”?
Aż wstyd myśleć.....

Wczoraj wieczorem jeszcze raz przeczytałam post i komentarze u Ani.....No i zaczęła się myślówa....
„Chyba jednak z tą pokorą u mnie na bakier, bo ostatnio to czekam tylko na rozpoczęcie kursu doskonalącego, a może jednak warto coś jeszcze”?

No i dopadło mnie w nocy. Dawno nie miałam takich jazd......Sny przeplatały się z długimi minutami, gdy leżałam, nie mogąc znów zasnąć. Śniłam o terapiowanych dzieciach....Widziałam siebie z nimi rozmawiającą....Śniły mi się te najtrudniejsze egzemplarze (proszę nie traktować tego obcesowo, niemal jako numerki w katalogu, to tylko takie moje trochę półżartem półserio określenie na moje dzieci – bo one aktualnie są moje).

W nocy powzięłam decyzję, której unikałam od 3 lat. Kiedy zacznie, a następnie skończy mi się ten kurs całoroczny, zapisuję się podyplomówkę. Konkretną.
uffff