w nocy nie spałam

niedziela, 5 lutego 2012

| | |
Na decyzje podejmowane każdego dnia wpływ mają różne sytuacje. Chwilowy impuls, doświadczenie jakiegoś człowieka, którego historię sie wysłuchało, konieczność życiowa, zainteresowania....albo co inszego.
Zdając na studia wiedziałam, co chcę robić. Wybrałam konkretną uczelnię, konkretny kierunek. Dla zwiększenia szans studiowania złożyłam też papiery w inne miejsca....Na jeden egzamin nie pojechałam w ogóle, bo jak zobaczyłam miasto-powiedziałam „za żadne skarby”(choć moja mama twierdzi, że odmówiłam pojechania w dwa miejsca). Zdawałam na 3 uczelnie. Dostałam się na jedną – tę, którą wybrałam. 2 pozostałe oferowały mi semestr studiów wieczorowych, by potem przenieść się na dzienne (byłam pierwsza pod kreską przyjętych na studia dzienne), odmówiłam. Rozmawiałam z dziekanem/rektorem (nigdy nie widziałam który od czego był), który mnie namawiał, bym została na wieczorowej psychologii. Nie mógł zrozumieć, dlaczego chcę zrezygnować....
Powiem tak: na całe szczęście nie musiałam wybierać...gdyby okazało się, ze dostałam się na więcej niż jedną uczelnię....
Tak więc byłam sobie na ogólnym kierunku przez pierwszy rok. W międzyczasie tzw. były fakultety na różne kierunki, na które zdawało się po tych semestrach.....Moja bliska koleżanka zdawała na inny niż ten, który ja pierwotnie zamierzałam studiować. Stwierdziłam : „a co mi tam, spróbuję”. Cóż....spróbowałam....zdałam najlepiej na roku. Ponownie pomyślałam: „A co mi tam, spróbuję....może to jakiś znak od losu”. Dziś wiem, że dużo się nauczyłam.....i wiem też to, że za żadne pieniądze nie chcę w tym kierunku pracować!
Zaczęłam pracę w specjalistycznym ośrodku.....dzieci chore, niepełnosprawne, upośledzone......to dla mnie była szkoła....
Zdobyłam kolejny zawód......

W końcu trafiłam na zieloną trawkę, a raczej do Raju. Aktualnie pracuję tam, gdzie zawsze chciałam, robiąc dokładnie to, co sobie wymarzyłam.
By utrzymać się w pracy zrobiłam kolejne studia, zdobyłam kolejny zawód, uprawnienia.
Kocham to, co robię.
Aktualnie od września czekam na rozpoczęcie kolejnej możliwości/konieczności zdobycia wiedzy/uprawnień (ale coś się opóźnia). W tym roku dostałam ogromną szansę rozwoju. Doceniono mnie (zmiana dyrektorowania, zmiany zakresu uprawnień wielu pracowników). Chcę poszerzyć wiedzę i czekam na rozpoczęcie kursu doskonalącego.

Czemu w nocy nie spałam?
Bo przeczytałam jakiś czas temu na blogu Kankanki Jej post..... Emocje zawrzały. Nie na Nią. Ale na poruszany temat.
Poważnie traktuję swoją wiedzę i umiejętności. Nie mam megawiedzy, ale bardzo się staram zdobyć jej jak najwięcej....czy to kursem, czy zapytaniem do koleżanki po fachu.
Jestem „mocna”, „pewna”, wiem, co robię .. nie lubię wtrącania się w moją pracę. Ale z pokorą podchodzić się staram, bardzo się staram, obserwuję innych, pytam, zastanawiam się. Mam mieszane odczucia co do różnych osób.....Niektóre mi osobowościowo nie pasują. Nie podoba mi się współczesna młodzież.....butna, roszczeniowa, wszystkowiedząca.....Ale łapię się na tym, że u siebie też czasem widzę takie oznaki.....Bardzo nad sobą pracuję.

Tak więc......wracając do nocy......Myślałam sobie o tym, o czym była dyskusja u Ani......Odpisywałam szczerze, jak myślałam....W ciągu dnia czasem sobie przypominałam niektóre wypowiedzi.....Zdrowo podchodzę do tego, że ludzie są rożni. Jedni mają ogromne umiejętności, inni nie. Jedni są empatyczni, inni nie. Jedni są dobrymi specjalistami, inni nie. Nie zawsze chcę współpracować z różnymi koleżankami. O niektórych mam bardzo złe zdanie, jako o osobach, o człowieku, ale i jako o specjalistach, bo uważam, że jedno drugiego nie wyklucza: można być kiepskim rozmówcą, z małymi umiejętnościami interpersonalnymi, ale dobrze pokierować matkę/ojca/dziecko. A można też być miłym/uczynnym, ale mieć małą wiedzę, co może zmylić niejednego rodzica.

Usłyszałam we wrześniu od osoby, której unikam, a byłam zmuszona z nią współpracować, że ona więcej tego nie chce. Śmiała się przy tym. To było powiedziane w żartach. Spytałam dlaczego. „Bo podnosisz poprzeczkę” usłyszałam. Wtedy, w tamtej chwili poczułam się mile połechcona....skomplementowana......Ale...przecież, ja tak pracuje na co dzień. Żadna opinia nie jest kalką innej. W każdej znajdują się informacje dotyczące tego konkretnego dziecka, moje uwagi, obserwacje, propozycje. Nie chcę, by ktoś czytając moje opinie pomyślał: „to się tyczy większości dzieci w mojej klasie”. Prowadzę terapię, zazwyczaj rodzic siedzi obok dziecka. Wymagam od dziecka i od rodzica pracy. Jak dziecko nie pracy domowej, odpowiadają za to oboje. Praca domowa jest dostosowana do możliwości każdego dziecka (zdaje sobie sprawę z tego, że są samotne, pracujące matki i nie daję tyle materiału, żeby nie były w stanie tego udźwignąć).
W każdym razie....potem sobie pomyślałam: „cholera, to co ona (w sensie ta koleżanka) robi każdego dnia, skoro opinii wydaje mnóstwo, udziela wielu konsultacji”?
Aż wstyd myśleć.....

Wczoraj wieczorem jeszcze raz przeczytałam post i komentarze u Ani.....No i zaczęła się myślówa....
„Chyba jednak z tą pokorą u mnie na bakier, bo ostatnio to czekam tylko na rozpoczęcie kursu doskonalącego, a może jednak warto coś jeszcze”?

No i dopadło mnie w nocy. Dawno nie miałam takich jazd......Sny przeplatały się z długimi minutami, gdy leżałam, nie mogąc znów zasnąć. Śniłam o terapiowanych dzieciach....Widziałam siebie z nimi rozmawiającą....Śniły mi się te najtrudniejsze egzemplarze (proszę nie traktować tego obcesowo, niemal jako numerki w katalogu, to tylko takie moje trochę półżartem półserio określenie na moje dzieci – bo one aktualnie są moje).

W nocy powzięłam decyzję, której unikałam od 3 lat. Kiedy zacznie, a następnie skończy mi się ten kurs całoroczny, zapisuję się podyplomówkę. Konkretną.
uffff

3 komentarze:

Kankanka pisze...

Moniś i takich jak Ty specjalistów będą sobie Matki wyrywać.
Oby każdej starczyło sił, by walczyć o swoje dziecko w tym popapranym kraju i nie musiały TAKIEJ pracy przekreślać i tracić, gdy potem wsparcia NIE MA!

Ty musisz obojgu - matce i dziecku plan nakreślić, pomóc, nauczyć ich rozmawiać ze sobą, ale licz się z tym, że po określonym czasie Twoja walka może być utracona.
Bo tu trzeba społeczeństwem i rządem potrząsnąć!
Bo tu jedna Kankanka co nie chce stracić i jedna Monika co da z siebie wszystko nie poradzą!

Wiesz jak ja trzymam kciuki za Ciebie??????

No,to melduj co i jak co jakiś czas i laurki pokazuj w dzienniczku!!!!!!

Pani Niteczka - Jolanta Radomska pisze...

Świat teraz trzeba też od góry potrząsać. Wiem coś o tym. Wiesz, ale podziwiam Cię. Zapał, założenie i do celu. Pięknie

monilew pisze...

dzięki, Dziewuszki.....
ANia.....ta walka we łbie mi siedzi......poruszałam ostatnio z koleżankami ten problem......
rezultaty rozmowy nie są zbyt zachecajace...
a w świetle tego, co dziś napisałam na blogu.......cóż.....skoro nas/dzieci/naszej pracy/potrzeb rodziców i dzieci nie szanują......
ejch


Jola, potrząsać....potrząsać!!!! mam nadzieję, że coś nam z tego trząśnięcia wyjdzie :)

Prześlij komentarz