Wróciliśmy 2 tygodnie temu. Piszę dopiero...bo właśnie jestem na L4. Korzystając z czasu wolnego, stwierdziłam, że przejrzę zdjęcia. Miło powspominać.
To był ciężki rok. Zmiany w pracy, nawroty choróbska, niezbyt miłe rozmowy, rozczarowania, a może potwierdzenie podejrzeń...ech...szkoda gadać. Czekałam na urlop, jak na zbawienie. Uznaliśmy, że jedziemy, jak zwykle w góry. Co do wyboru Bieszczadów .... padło na ten rejon, bo a) KM jest fanem sportów motorowych, a w tym czasie w okolicach Rzeszowa był Rajd Rzeszowski,b) nigdy tam nie byliśmy, c) innego pomysłu nie było :)
Odbyły się poszukiwania miejsca.....po różnych perypetiach z zamawianiem....padło najszczęśliwiej jak tylko mogło....Wybrałam małą mieścinę, wioskę znaczy się. Zależało nam szczególnie, by było a) wygodnie, b) czysto, c) z dala od zgiełku, d) z posiłkami pod nos podstawionymi e) cicho, f) cicho g) z dala od dzieci...w liczbie mnogiej, hurtowej
Szczerze polecam
Bukowy Dwór w Rabe, koło Czarnej..Naprawdę warto tam pojechać. Przemiła właścicielka, spokojna, bardzo pozytywna osoba. Dwa domki podzielone na pokoje i apartamenty, osobny domek na salę fitness, osobny na portiernię i jadalnię z kuchnią. Wokół mnóstwo zieleni, altana z miejscem na grill, ognisko. Wyżej boisko do siatkówki, budowana sauna, jakiś plac dla dzieci...Jeszcze wyżej staw z miejscem na leżakowanie. Była altana z miejscem na karimaty, leżakami dla klientów. Jeszcze wyzej górka. Wszystko to w obrębie rezydencji.
Pokoje bardzo wygodne
Ciszę przerywały jedynie kłócące
się w pobliżu barany
Przez pierwsze dni czytałam, czytałam, haftowałam, drutowałam. Relaksik pełen. Nie miałam siły, by łazić po górach, potrzebowałam balsamu, a KM nie wnosił oporu. Mieliśmy mały taras przy pokoju, ale i tak najczęściej chodziliśmy koło altany nad staw
Taki widok był z góry na domki
Oj, nacieszyłam oczy. Nie trzeba było ruszać daleko, by się zrelaksować
Wieczorami, wygodna kanapa i świeżo parzona pokrzywa :)
Przepyszne śniadania; zawsze konfitura (robiona przez właścicielkę - jabłka i śliwki przesmażane na piecu opalanym węglem), przepyszny miód (od pana z Nowego Sącza), mleko, płatki itp. Na stole świeże pieczywo, dobrej jakości wędlina (a ja mocno wybredna jestem), sery, serki, lekka sałatka. I na zmianę: jajo na twardo, albo parówki (też wybredna jestem i tykam jęzorem tylko te najlepsze), albo jajówa na szynce ze świeżym lubczykiem. Palce lizać!!!!!
Zawsze świeża pokrzywa, mięta, czasem melisa. Jako, że tylko ja ją sobie parzyłam, mogłam zabrać do pokoju na kolejne filiżanki. Na sam koniec dostałam słoiczek konfitury i miętę :)Posiłki z pieknym widokiem, wśród kwiatów...zawsze ze spokojną muzyką w tle....
Za rok wracamy z powrotem :) (tym razem nie będzie wielu wycieczek samochodowych, tylko wyjścia w góry).